Wiem. To dziwne.
Yamaha w garażu. Za oknem gorąco... podobno jutro, właściwie to już dzisiaj, najbardziej upalne dni w tym roku - asfalt ma się stopić, chłodnice mają nie dawać rady i ogólnie paraliż drogowo-ludzki.
W tym tygodniu nie jeździłem, bo po pierwsze gorąco... sam sobie szukam wymówek, spodnie faktycznie sprawiają, że temperatura ciała wzrasta (membrana na deszcz itp) jednak na górze buzzer zamiast tekstyliów i bardzo przyjemne wrażenia z jazdy. Zauważyłem, że jazda w pełnym stroju, z butami, spodniami, rękawicami ( !!! ) jest w porównaniu do jazdy w t-shircie i spodenkach... mniej odczuwalna (sic!). Albo ujmując inaczej nie tak mocno odczuwalna i nie tak "wolna" mając na uwadze względne pojęcie wolności człowieka a nie prędkość.
Jest coś magicznego w jeździe bez ubioru ochronnego. A jazda bez kasku? Wiem, że tego nie powinno się głośno mówić ale daje to zupełnie inne doznania. Może mam spaczony pogląd przez to, że właściwie zawsze latam w kasku integralnym. Więc co z tą jazdą bez kasku? Do dwudziestu na godzinę ciekawe doznania. Nawet przy tak niskiej prędkości zapala się czerwona lampka w głowie... bez kasku najłatwiej jest zginąć. Warto tak ginąć? Mając na uwadze ile wrażeń potrafi dać jazda motocyklem wiem, że nie warto kończyć swojej kariery motocyklowej przez tak błahy powód jak nie założenie lub nawet nie zapięcie garnka, czy jak by to drogie cudo techniki zwał, na głowie. Lewa w górę.
piątek, 16 lipca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz