poniedziałek, 19 lipca 2010

Sezon

Miałem napisać o tym jak dwa dni temu miałem przeczucie by nie jechać nigdzie motocyklem. Miałem pisać o tym jak tuż przed wyjazdem intensywnie deszczowa pogoda, widoczna właściwie tylko nad jedną ulicą miasta, zmusiła mnie do zostania w domu.
Ale chcę napisać o dniu dzisiejszym.
Spokojny dźwięk silnika, słońce delikatnie chylące się ku zachodniej krawędzi nieba. Mała prędkość, chłodne wilgotne powietrze przedzierające się przez siatkę do której przymocowane są ochraniacze, osłaniające moje ciało. Wilgoć lasu. Pusta, równa droga. Spokojnie, bez pośpiechu, z uśmiechem na twarzy. Czas stoi w miejscu i tylko słońce coraz bardziej składa się do snu. Cisza, radość. Jedwabna, niby dym, delikatnie fioletowa smużka ciepłej energii mojego spokoju, płynąca przez środek asfaltu - otulająca czule, kojąca rozbiegane zmysły, łagodząca piekące oczy, rozluźniająca mięśnie całego ciała.
Droga. Tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz